Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Weźcie to sobie; dostałem dziś w prezencie, ale mi się nie podoba... wam może będzie przydatny.
— Cooo? — zmierzył mnie od stóp do głowy i spojrzał na wyciągniętą rękę. — A któż to pozwolił rozdawać rzeczy? he?... Późniéj powiedzą, że ja wyłudził, albo ukradł może? Znam was, mileńkie! Na służbie zęby zjadł, a na łaskawy chleb nie zarobił!
Rękę ze scyzorykiem schowałem do kieszeni.
— Ot, co masz scyzorykami traktować, lepiéj swoich spraw pilnuj. Dziś żyd ze szkoły przychodził... za pomarańcze, za pierniki pięć złotych dopominał się... Czy to nie wstyd! pańskie dziecko... a na kredyt bierze, jak żebrak! Powiem ojcu, niech tylko do domu wróci! Dalibóg, powiem! dosyć już milczał! Szklanki, spodki, talerze wszystko łupisz, nie przymierzając jak bestya dzika! Ja milczę a milczę, poprawy czekam, a tobie widać do rozumu tak daleko, jak do nieba! Poczekaj! Niech raz skórę zedrą za długi, za szachrajstwo, za szkodę, zobaczysz, jak mądrości przybędzie! Scyzorykiem traktuje... hojny! Może na kredyt u żyda wziął! A cóż, pański syn, czemu nie ma sobie pozwolić!
— Co Piotr gada! — szepnąłem prawie nieprzytomny ze strachu i wstydu.
Długi miałem; płaciłem je akuratnie od czasu do czasu... Ale żeby się ojciec o tém dowiedział... byłoby nieszczęście! Nie przedstawiałem nawet sobie, jaka straszna kara czekała mnie za to.
— Co gada, co gada! — mruczał daléj, czyszcząc popielniczki — gadam co słuszne, co prawdziwe! Grzechu na duszę brać nie chcę... ojciec powinien wiedzieć o wszystkiém. Czy to ja nie wiem, że książkami sza-