Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co ty mówisz? — zawołałem, wstając i chwytając go za ramię.
— Nello, Nello! — powtórzył, potrząsając głową.
W tej chwili dano mi znać, abym poszedł znieść signorę do gondoli; ale wyrazisty wzrok Mandola ścigał mnie do peronu i wywierał na mnie szczególne wrażenie.
Tegoż samego dnia Mandolo prosił panią Aldini o pozwolenie wydalenia się na tydzień do chorego ojca.
Blanka zdawała się zdziwioną i przestraszoną tą groźbą; ale zgodziła się natychmiast, dodając:
— Ale któż kierować będzie gondolą?
— Nello — odparł Mandolo, patrząc na mnie uważnie.
— Ależ on nie może wiosłować sam jeden — powiedział signora. — Nic nie szkodzi; jutro postaramy się o tymczasowego zastępcę. Idź odwiedzić ojca i pielęgnuj go dobrze; będę się za niego modliła.
Nazajutrz signora kazała mnie zawołać i zapytała, czy się postarałem o zastępcę Mandola.
Ja odparłem tylko zuchwałym uśmiechem.
Signora zbladła i rzekła drżącym głosem:
— Pamiętaj postarać się na jutro, dziś nie wyjdę z domu.