Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją nazywała, namiętności do muzyki. Jednakże, trzeba było albo umrzeć, albo iść do Fenice.
Przyszła mi zdrożna myśl opuścić służbę signory i zarabiać na życie jako facchino (posłaniec miejski) przez dzień, aby mieć czas i środki bywania w teatrze wieczorem. Obliczyłem, że przy drobnych oszczędnościach, uczynionych w pałacu Aldinich, oraz przy ograniczeniu odzieży i żywności do rozmiarów najkonieczniejszych, mógłbym namiętność swą zadowolić. Myślałem też, ażeby wejść do teatru jako maszynista, kompars lub palacz; najpośledniejsze zajęcie miłemby mi było, bylebym codzień mógł słyszeć muzykę.
Nareszcie postanowiłem wywnętrzyć się życzliwemu księciu Montalegri, któremu opowiedziano już moją przygodę muzykalną.
Z początku rozśmiał się ze mnie; ale gdym ja nalegał coraz odważniej, położył za warunek, żebym mu coś zaśpiewał.
Wahałem się długo: obawiałem się, aby i on nie zgryzł mnie swojem szyderstwem, a lubom sobie dotąd żadnego na przyszłość stałego nie określił planu, czułem, że odjęcie mi nadziei dobrego kiedyś zaśpiewania pozbawi mnie życia.
Zrezygnowałem się jednak: głosem drżącym zaśpiewałem urywek czegoś, co raz tylko słyszałem w teatrze. Wzruszenie moje udzieliło się księciu; widziałem w jego oczach, że słucha mnie z przyjemnością: nabrałem otuchy, śpiewałem lepiej. On