Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem przekonany, że nie wydobędę z siebie najmniejszego dźwięku, gdyż z rok ust nie otwierałem, a miałem wtedy już siedemnaście lat. Głos mi powrócił, nie wątpiłem o tem. Schowałem więc głowę w dłonie; usiłowałem przypomnieć sobie jaką strofę z „Jerozolimy”, a przypadek zrządził, że wybrałem tę właśnie; która wyraża miłość Olinda dla Sofronii, a kończy się wierszami: „Brama assai, poco spara, mella chiede” (pragnij wiele, oczekuj mało, nie żądaj nic).
Zbierając się więc na odwagę, krzyczałem z całej siły, jakbym był na pełnem morzu. Nie wątpiłem o wrażeniu, jakie miałem sprawić; a kiedym na zakończenie uciął koguta, dobywając ostatniego głosu tak, że o mało sam się nie przewróciłem, zadrżały obrazy na ścianach, signora się uśmiechnęła, a struny arfy długiem brzmieniem odpowiedziały temu pociskowi potężnego głosu.
Santo Dio! — zawołała Salla, wypuszczając z rąk robotę i zatykając usta — a tożby i lew Św. Marka straszniej nie ryknął.
Mała Aldini, bawiąca się na dywanie, tak się przeraziła, że zaczęła płakać i krzyczeć.
Nie wiem co uczyniła signora. To tylko wiem, że ona i dziecko, Salla i arfa, gabinet i wszystko zniknęło, a ja pędziłem po wszystkich ulicach, nie wiedząc, jakie licho mnie opętało, aż do Quinta-Valla. Tam rzuciłem się w łódź i przybyłem na wielką łąkę, którą dziś Austryacy przezwali Polem Marsowem, miejsce najpustsze w Wenecję.