Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sku księżyca, iż myślałbym, że jest pogrążona w kontemplacyi najwznioślejszej, gdyby nie to zamiłowanie do kotów i herbów, które mi się wciąż przypominało.
Ponieważ zdawało się, iż postanowiła sobie zgoła nie zważać na mnie, próbowałem wziąć ją za rękę, ale mi ją wyrwała z dumną pogardą, odzywając się tonem jeszcze majestatyczniejszym, niż Ludwik XIV:
— Czekałam!
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu; lecz wesołość moja jeszcze bardziej podniosła jej powagę.
— Śmiej się pan, jeśli wola — powiedziała — bardzo po temu miejsce i pora!
Wyrzekła to z gorzką urazą; spostrzegłem, że jest istotnie zagniewaną. Wtedy i ja, naraz spoważniawszy, przeprosiłem ją za winę mimowolną i powiedziałem, iż za nic w świecie nie chciałbym ani na chwilę wyrządzić jej przykrości. Spojrzała na mnie z miną niezdecydowaną, jakby nie śmiała mi wierzyć. Lecz przemawiałem do niej tak gorąco o swojem poświęceniu i przywiązaniu, iż niebawem dała się przekonać.
— Tem lepiej, tem lepiej — mówiła — bo gdybyś mnie nie kochał, byłbyś niewdzięczny, a ja wielce nieszczęśliwą.
A gdy ja stanąłem zdziwiony temi słowami, dodała: