Strona:PL Sand - Joanna.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
67

będę cię mógł podwieść aż do Croix-Jacgues, a kiedy Joasia teraz jest z panem Boussac, to już więcéj nie potrzebuje twojéj pomocy, aby nie zbłądzić.
— Oj to, to, mój kochany panie Lionie! tegom chciała! Dobry chłopiec z pana zawsze. Zatrzymaj pan konia koło tego wielkiego kamienia, żebym wsiąść mogła.
— Zwolna, zwolna, moja kochana, rzekł złośliwie Marsillat, wziąłbym cię z największą chęcią: ale mnie się zdaje, żeby to lepiéj było wziąść biédną Joasię, która tyle nocy nie spała, i zaledwie wléc się może.
— O dziękuję panu, bardzo dziękuje, odpowiedziała Joanna dość stanowczo.
— O, znowu się złapał! mruknęła Klaudyja pod nosem przeszywając wściekłém swojém spojrzeniem twarz spokojną Marsillata. — Ręczę za to, że Joasia z wami nie usiędzie.
— Jak to? i ty Klaudyjo, ty, co masz tak dobre serce, ty ją nie namawiasz do tego aby korzystała ze sposobności trochę sobię wypocząć? O Klaudyjo! ja cię nie poznaję!
— Czyś zmęczona Joaś? Chcesz siąść na konia? zapytała Klaudyja, z wielką biédą się przyniewalając do wspaniałomyślności.
— Nie, moja luba, nie! dziękuję ci bardzo! odpowiedziała Joanna ze zwykłą swoją spokojnością; siądź sama na konia jeźli ci to przyjemnie. — I puszczając się ściéżką, nie obróciwszy się nawet aby podziękować Marsillatowi za jego zaproszenie, rzekła do Wilhelma: teraz ja was poprowadzę, mój chrzestny paniczu.
Dziéwczęta z téj okolicy zwykłe synów matek swoich chrzestnych nazywać chrzestnemi ojcami (parrain)