Strona:PL Sand - Joanna.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
56

nie było moim obowiązkiem przybiédz do niéj natychmiast, skoro się o stanie jéj zdrowia dowiedziałem?
— Bardzo ładnie mój kochany Wilhelmie; to bardzo ślicznie było z twéj strony. Ale cóż, niestety! niemógłeś jéj od śmierci uchronić, mój biédaku, a twoja matka zapewnie teraz niejaką pomoc da jéj rodzinie. Czy wracasz jeszcze dziś wieczorem do Boussac?
— Niewiém, odpowiedział Wilhelm naumyślnie.
— Myślisz zapewne w Toull zanocować? Nienajlepszy noclég.
— Nic nieszkodzi; w podróży wszystko tak przyjmuję, jak znajdę.
— A, jak widzę odbywasz podróż dla zabawy? Ja właśnie powracam z odwiedzin krewnego w Chambon.
— Nienajlepszą wybrałeś drogę tędy.
— Ale najkrótszą! Czy wracasz zaraz do Toull? Jeżeli chcesz, to poczekam na ciebie i możemy ten kawałeczek drogi odbyć razem.
— Ty jesteś konno, a ja piechotą. Niémożemy zatém iść jedną drogą, jeżelibym niechciał wiele daléj obchodzić, a tu burza zagraża.
— Jeżeli tak, to sam pojadę, odrzekł Marsillat, któremu widocznie to na rękę nie było, że miał młodego barona przy Joannie zostawić. Do widzenia! Czy nie każesz co powiedzieć twojéj matce? tobym z chęcią to uczynił.
— Bardzo byś mię tém zobowiązał, odpowiedział Wilhelm, i wydzierając karteczkę z swojego pamiętnika ołówkiem zaczął kréślić kilka słów do swojéj matki. Pod ten czas Marsillat wszedł do domu, powitał po przyjacielsku Wielką-Gothę, rozczulił się chwilkę nad śmier-