Strona:PL Sand - Joanna.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
48

Ten wyrok, wyrzeczony z ową filozoficzną niedbałością, która włościanów cechuje, naszego młodzieńca dziwném i przykrém przejął uczuciem.
— Za późno już przybywam! pomyślał sobie, już nie mogę naprawić mojéj niewdzięczności, i wolą boską pędzony, przybędę do trupa, aby za nią boleśnie odpokutować.
W oddaleniu grzmiało ciągle, i chmury czarne w różnych stronach widnokręgu się gromadziły.
— Trzeba się nam spieszyć panie, rzekła młoda dziewczyna, widząc że zwalnia kroku, jak człowiek znużeniem wysilony; jeżeli się długo w Epinell zabawiemy, to nas dészcz zmoczy.
Wilhelm się spieszył mimowolnie, i po pół godzinie chodu, stanęli nareszcie u progu chaty jego mamki.
— To tutaj panie, rzekła Klaudyja śmiało. Ja tam nie pójdę. Boję się potém, kiedy umarłego widzę. Będę tu czekać na pana; tylko niech się pan długo nie bawi, bo burza nadchodzi.
Wilhelm chwilę się wahał, nim się wejść namyślił. Nigdy jeszcze nie widział umarłego, a to piérwsze doświadczenie, połączone z tym szczególnym zbiegiem tak nieprzewidzianych okoliczności, dziwne i przykre uczucia w nim pobudziło.