Strona:PL Sand - Joanna.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
38

czywać w sercu chęci odszukania i wspomożenia téj kobiéty, która najpodobniéj w nędzy teraz żyje. A może to nią była matka Gita? Wilhelm się podniósł, oparł głowę na łokciu i spoglądał na nią z czułością po przez źdźbła długiéj trawy. Czyż mogła jego mamka być już tak starą? Czyliż nędza miałaby do tego stopnia zniszczyć kobiétę, którą zapewnie świéżą, silną, zdrową i młodą dla niego na mamkę wyszukano? Jednak Klaudya jeszcze młodszą od niego była, a zwykle kobiéty, skazane losem do ciężkich prac ubóstwa jedne dwadzieścia lat o pół wieku prawie starszemi robi.
Podczas gdy to urojenie myśl całą mu zajęło, Leonard zwrócił rozmowę na inny przedmiot, a przyzwyczajony rozmawiać często ze swoim proboszczem, zaczął mówić francużczyzną w Berry używaną.
— Jednak to jakoś dziwno się człowiekowi wydaje, rzekł, jeźli pomyślę, że napracowawszy się tak długo dla drugich, téjże saméj przysługi sobie samemu nie będę mógł uczynić.
— Jeźli nie wy sami, to wasz chłopiec wam dół wykopie! Wszakci przecie wasz urząd po was odziedziczy?
— Jać bym to tak chciał! A wiécież téż, matko Gito, na kim wy siedzicie?
— Niemiałabym wiedzieć! to zapewnie na starym Junacie, bo trawa długa, a już może dziesięć lat temu, jak umarł.
— Ej gdzie tam, matko! widać że się nie znacie z mieszkańcami tego ogrodu pokrzyw (cmętarza). To biédny Lauriche tam léży. Dobre z niego było człeczysko! Oj, nieraz się poczciwie z nim ubawiłem da-