wieczerzą, osiadłał sam Sporta, wyprowadził go po cichu przez tylną furtkę, wsiadł na niego, i cwałem popędził drogą do Toull.
Joanna go już o więcéj jak godzinę wyprzedziła, a on spinał swojego konia, pragnąc jak najrychléj ją dogonić, i zmusić ją do wyrzeczenia się swego zamiaru, nimby jeszcze do Toull doszła. Lecz już i górę Barlot i skały krwawo-ofierne minął i nigdzie jéj nie zdybał; w tém, na zakręcie drogi koło skały nagle z sir Arthurem się spotkał.
Noc była bardzo ciemna; ale że Anglik był na miejscu wyższém drogi jak Wilhelm, tenże poznał go natychmiast po zarysie jego wielkiego słomianego kapelusza, i po kołnierzu jego nieprzemakalnego carrika, któren się odbijał na przeźroczystém tle nieba.
— Przyjacielu, wstrzymaj się, — rzekł podjeżdżając do niego, — i poznaj mnie.
— Na koniu i w podróży? — zawołał sir Arthur; — chwała bogu! mój kochany Wilhelm już wyzdrowiał!
— Tak, Arthurze, jużem wyzdrowiał, wyzdrowiał od razu, — odpowiedział Wilhelm głosem drżącym. — Miałbym wiele rzeczy ci do powiedzenia; ale przedewszystkiem powiedz mi, czyś gdzie na drodze Joanny nie zdybał?
— Joanny? Czy Joanna jest w drodze o tém czasie? Nie zdybałem nigdzie żywéj duszy zacząwszy od Toull, z kąd wprost wracam. Przepędziłem tam dzień cały rozmawiając z księdzem proboszczem Alain, i nikt tam w Toull Joanny nie oczekiwał. Racz-że mi wytłómaczyć.....
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/396
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
390