Strona:PL Sand - Joanna.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
368

tyle czasu, żebym mógł tę bramę zamknąć, aby kto nie przyszedł i mojéj Fanchon mi nie ukradł.
— Wszakże chcecie natychmiast wracać, panie Leonie?
— Dla tego ją téż nie zamykam do stajni. Gdybym z niéj uzdy nie zdjął, toby wszystko porwała.
Fanchon, uwolniona od uzdy, a nawet i od siodła, które Leon z niéj zdjął powoli, pobiegła powąchać i powitać przyjacielskiém rżeniem swoją spokojną gospodynię, klaczkę dzierżawcy. Leon, wziąwszy Joannę za rękę, zaprowadził ją ku drzwiom budynku zburzonego, który już niekształtnym się stał prawie upadkiem piątr wyższych. Drzwi ciasne i nizkie, i ciasny chodnik pomiędzy murami do piętnastu stóp grubemi prowadził do małéj izdebki okrągłéj, bardzo do téj podobnéj, w której Joanna w zamku Boussac mieszkała, z tą tylko różnicą, że ta szczelina wązka i długa, która ją oświecała, za okno ujść mogła, a uporządkowanie, nie będąc bogate, dość wygodne było. Było tam łóżko ładne, zaścielone, kilka krzeseł poręczowych, książki rozrzucone na stoliku mahoniowym, dwie strzelb do polowania, skrzypce, i kapelusik słomiany na ścianie wiszący. Było jednak za nadto ciemno aby Joasia jakąkolwiek uwagę zrobić mogła, i lubo milczenie i ciemność tego mieszkania ją niejako przestraszały, jednak się ani spodziewała, że była w pokoju Marsillata, sama jedna wraz z nim w tém mieszkaniu, w którém jéj ciotka ani żądała nigdy, ani nie doznała nigdy gościnności.