Strona:PL Sand - Joanna.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
348

— O jak mnie wysłuchacie, to się przekonacie, że jestem tak niewinny jak dziecko.
— Prawda, jak zwykle! Zapewnie znów jaka nocna kradzież, albo zemsta złodziejska?
— Ale gdzież tam, panie rzeczniku! To tylko źli ludzie tak mnie obgadali. Wszakże im się coś w głowie ubrdało, że się za kobiétę przebieram, i w nocy wychodzę z moją biédną i poczciwą kobiéciną Gothą, aby udawać praczkę nocną nad rzéczką?
— Ja sądzę, że bardzo jesteś w tém ostrożny, a nawet rzucasz kamieniami na ludzi, którzy cię chcą poprawić.
— Ale gdzież tam panie, przenigdy! To nie ja; kiedy się chata Joasi spaliła, słyszałem jak mówiono, że to złodzieje tę igraszkę sobie zrobili aby skraść żelaziwo ze spalonego domu; ale ja nic o tém nie wiedziałem, a oni na mnie to zwalili.
— Bogatym tylko się pożycza.... zwłaszcza żem cię poznał bardzo dobrze, mój panie Raguet! a zatém ani słowa więcéj?
— To się wam tylko tak zdawało, musieliście się oszukać!..... Ale co do Joasi.....
— Czy będziesz raz milczał!
— Właśnie z zamku się oddaliła, przecież pan wiész o tém!
Marsillat zadrżał. Raguet okiem swojém sępiém dostrzegł natychmiast jego niespokojność, jego wstręt do badania go, lecz zarazem i chęć usłyszenia czegoś bliższego; mówił przeto daléj:
— Tak panie, tak! poszła z zamku sama, ze swoim