Strona:PL Sand - Joanna.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28

i wraca, aby ją na inną zamienić. Prawdać, że zawsze worka dołożyć musi; ale kiedy się kto chce bawić, to niechże płaci! I jego ojciec był taki, kiedy był młody. Matka Gita to sobię już tego więcéj nieprzypomina od czasu, jak wzrok swój straciła prawie na piekne; ale za to jéj córka widzi za dwoje.
— Czyż nie zamkniesz gęby raz staruchu! zawołała Gita; wolałbyś wziąść widły do ręki. Wszak widzisz, że ten pan sam koło pościéłki dla konia się krząta, a ty świégotasz tymczasem jak stary szpak.
— Nie gniewaj się, matko! twoja dziewczyna nie piérwsza, co z panem Leonem rozmawia.
— A ja ci powiadam jeszcze raz, że on z nią najmniéj jeszcze rozmawia.
— Ho! bo! wiém ci ja dobrze, że tu jest jeszcze druga, z którą by się chętnie chciał porozumieć, ale ani podobna! Liodi! Liodi! czy to prawda, że jest jeszcze druga? i że podczas, kiedy pasiecie bydło w lesie Wernedy, albo koło menhiru, pan Leon ze strzelbą przychodzi, siada w rowie między wami, i to z tą, to z ową sobie pogaduje?
— O to wszystko same kłamstwa wierutne! wołała Klaudya ze złością, zbliżając się na nowo mocno rozgniewana do drzwiczek na strych wiodących. Macie język najobmowniejszy i najzłośliwszy z całéj okolicy; a jest ich tu niemało!
— To nic nie szkodzi, mówił daléj Leonard śmiejąc się, ale jest tu jedna z was ładnych dziewcząt, która już więcéj z tobą nie chce iść w pole; mówi, że nadto wiele chłopców ściągasz do siebię. Może dla tego, żeby sama dla siebię chłopców wszystkich zachować chciała?