Strona:PL Sand - Joanna.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
245

Ktoś zadzwonił z ostrożnością, jak gdyby się obawiał przebudzić nagle ze snu gospodarzy domu.
— Widać, że nie bardzo śmiały, — rzekła Joasia otwierając okienko; — kto tu jest i czego chce?
— Jest to przyjaciel, który wraca, — odpowiedział głos, po którym Maryja natychmiast Sir Arthura poznała.
— Prędko! prędko! otwórzmy! — zawołała witając go wzajemnie nazwiskiem przyjaciela przez okienko.
Sir Arthur, chcąc prędzéj przebyć te złe drogi które do Boussac prowadziły, najął sobie konia w Sainte-Severe. Joasia któréj rysów w ciemności poznać nie mógł, odebrała od niego konia i zaprowadziła go do stajni, a tymczasem Anglik pomagał wesoło młodéj dziedziczce zamknąć bramę. Zwrócili nakoniec swe kroki do zamku, i weszli do wielkiéj izby, która służąc niegdyś za mieszkanie dla straży zamkowéj teraz na kuchnię zamienioną została, i na dole położoną była.
— Noc chłodna, i wiém z pewnością, że się pan trochę ogrzać zechcesz; — rzekła Maryja; — oto jest jeszcze trochę ognia na ognisku, a ja tymczasem pobiegnę i zbudzę mamę i Wilhelma.
— Co Wilhelma, to proszę..... ale mamę, to się temu sprzeciwiam..... Niechaj sobie śpi szczęśliwie, a jutro rano, kiedy się będzie miała przebudzić, to jej na dzień dobry zagram na trąbce pod oknem.
— Wreszcie miała dzisiaj ból głowy, sen jej przeto bardzo jest potrzebny..... ale Wilhelm.....
Maryja chciała właśnie udać się do sypialni swego brata, ale ten w tejże samej chwili zjawił się na progu