Strona:PL Sand - Joanna.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
243

być wyzutą z przynależnéj sobie części szczęścia przez bogactwo i potęgę drugich. Była z niéj istota wyjątkowa, należąca, jak już nadmieniłem, do wzoru rzadkiego, któren jeszcze dotąd dokładnie zbadanym niezostał, któren jednak istnie i do państwa bogini Astrei należeć się zdaje.
Pewnego wieczora, kiedy Joasia i Maryja zakończyły modlitwy swoje wieczorne w pokoiku młodéj panny zasianym fiołkami, ta rzekła do swojéj towarzyszki wieśniaczki:
— Modliłyśmy się teraz za Wilhelmem do boga. Oby bóg zesłał téj nocy sen spokojny na niego, i oby jutro czoło jego pogodniejsze było.
— Czémże to się panna tak niepokoi? — odpowiedziała Joanna. — Jeżeli panicz chrzestny jeszcze nie ma wszystkiego czego potrzebuje, aby był szczęśliwym, to w krótce miéć będzie. To się długo nie odwlecze. Niech ten smutek jego pannę bardzo nie tworzy, w krótce on minie.
— Cóż ty przez to chcesz powiedzieć Joasiu? Czy ty wiész, czego mojemu bratu brakuje?
— Widzę że jest młody, i myślę sobie, że się trochę nudzić musi dla tego, że jest sam. Bo to u was bogaczów, to się panicze bardzo późno żenią. U nas toby chłopiec mający dwadzieścia dwa lat już miał dzieci. Mój panicz chrzestny jest bardzo dobry, jest to człowiek od serca. Żeby miał ładną młodą żonkę i małe ładne dziéciątka, toby się nie nudził. Niech panna powie pani, aby mu żony wyszukała. Niech mi panna wierzy; a potém się panna przekona że panicz nie będzie taki posępny.