Strona:PL Sand - Joanna.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
171

przestąpi, ten się wnet spostrzeże, że wnętrze ma ten pozór nieprzyjemny wszystkich tych jam zbójeckich średnich wieków, które jeszcze dumne swoje czoła na wszystkich szczytach gór naszego kraju wznoszą.
Zamek ten należy pół do miasta a pół do wsi. Podwórze i czoło jego herbami ozdobione zwrócone jest ku miastu; ale druga jego strona sięga wraz z tą stromą skałą, na któréj stoi, aż do łoża Małéj-Creuse, i panuje nad cudownym widokiem, nad prędem krętym strumienia skałami otoczonego, nad ogromnemi łąkami, zasianemi bujnemi kasztanami, nad obszernym widnokręgiem, i głębokością zawrót głowy sprawiającą. Zamek ten tworzy wraz z swojemi warowniami całe miasto z téj strony. Warownie te jeszcze istnieją, miasto ich jeszcze nie przekroczyło; a ostatnia dziedziczka z Boussac, matka bohatéra naszego młodego barona Wilhelma de Boussac mogła przejść albo z swego ogrodu na wieś, lub téż z swego podwórza do miasta, według tego jak się jej podobało.
W ośmnaście miesięcy blizko po tych wydarzeniach, które stanowią piérwszą część téj powieści, pani Boussac, i jej przyjaciółka pani Charmois, podziwiały siedząc w głębokiéj framudze okna, więcéj znudzone jak zachwycone, widok, który się oczom ich przedstawiał. Były to właśnie piérwsze dni wiosny. Życie roślinne, dopiéro co się budzące pokrywało lekkim pochuchem zielonawym pomięszanym nieco z barwą brunatną, krzewiny i drzewa; morele i migdałowe drzewa ogrodu i tarnina w lasku zupełnie się już porozkwitały; a dzień śliczny gasł w różowym łożu zachodu. Na kominku obszernym jednak wielkiego salonu płonął ogień przyje-