Strona:PL Sand - Joanna.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
157

— Moja Joasiu, mówisz z dobrocią i rozumem, — rzekł proboszcz.
— O nie, księże proboszczu, — rzekła Joanna, — mówię ja jak mi serce moje i prawda mówić każe. Wielę już wdzięczności winnam panu Marsillat, ale co tego, to nie przyjmę.
— Niech djabli wezmą to niewinniątko! pomyślał Marsillat, zmartwiony bardzo że z taką prostotą zasadzkę jego uwiedzenia jéj zniweczyła.
— A co do chaty, — mówiła daléj Joanna, — to ani myślcie o tém chrzestny paniczu; toby mię ani ogrzało ani ochłodziło, choćbyście mi nową zbudować kazali. Nie będzie to już nigdy ten sam dom, w którym moja matka mię wychowała, w którym mieszkała, w którym się jej zmarło. Podarowałam wszystkie sprzęty mojej ciotce; musiałam to uczynić aby ją trochę pocieszyć. A nowych sprzętów nie potrzebuję. Dla mnie saméj, czegóż mi trzeba tak wiele? wolałabym była to zatrzymać, com po matce miała, oto wszystko!
— Jednakowo, — rzekł Marsillat w zamiarze odwrócenia podejrzenia Wilhelma i pana Alaine, — mając dóm, byłabyś łatwiéj męża znalazła, moja biédna Joasiu? gdy przeciwnie teraz.....
— Teraz? — zawołał prostodusznie Kadet, — gdyby tylko chciała, toby się zaraz ktoś znalazł..... Ona i bez domu się łatwo obejść może!
— Miałżeby ten być kochankiem pięknéj Joanny? — pomyśleli jednocześnie Leon i Wilhelm zwracając swe oczy na twarz pucołowatą i okrągłą tłustego Kadeta.
Ale Joanna odpowiedziała:
— Mój poczciwy Kadecie, wielki mi robisz za-