Strona:PL Sand - Joanna.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
123

się nikt dotknąć nie ważył i złożyła go na dolmenie z pod Ep-nell, tym płaskim i długim kamieniu na dwóch innych osadzonym, któren się wydawał, jak most dawno wieczny, od którego się teraz woda w sąsiedztwie płynąc była odwróciła, a brzegi opadły.
— Niech się teraz chata pali! — zawołała Joanna silnie, — niech się zapada! nie troszczcie się o nią moi przyjaciele!
Potém zażądała szklankę wody, — wody dla miłości boga: — ale nim jej wody przynieść zdołano, słabo jéj się zrobiło, jak lud się zwykłe wyraża.
Wilhelm i proboszcz śpiesznie przybiegli i starali się przyprowadzić ją do siebie zanosząc ją o dwa kroki daléj nad brzeg rzéczki, któréj wodą zmyli jéj ręce i twarz spieką płomieni zaognione. W tém pomięszaniu, które panowało, trudno im było znaleść naczynia aby jej w nim pić podać, pomimo że ciotka zaraz jeszcze w początku wyratowała z ognia wszystko naczynie swoje i w ogóle wszystko, co uważała że ma niejaką wartość większą. Joanna piła tedy z zaklęsłości połączonych białych dłoni młodego barona, a odzyskawszy na powrót i oddech i siły swoje, wróciła i uklękła koło druidzkiego ołtarza, który jéj matce służył za łoże śmiertelne. I tam, obrócona plecami do pożaru, któren na ładną jéj głowę jasno-włosą jaskrawy blask swój rzucał, w myślach swoich się zatopiwszy niczém więcéj się nie zajmowała.
— Joaś, — rzekł do niéj tłusty Kadet — wyratowano wszystko bydło twoje. Ani jedna kura się niespaliła.
— Dziękuję ci, mój Kadecie, — odpowiedziała Jo-