Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak szczęśliwej i pięknej kobiety. Był to tylko jej cień. Jeżeli nie przebyła jakiej ciężkiej choroby, dowiedziawszy się o swojem nieszczęściu, to widocznie niknęła zwolna, trawiona głębokim i nieuleczonym smutkiem. Zdawało mi się, że przyjechała tu umrzeć. Pan Flamarande stał mi się nienawistnym.
W pierwszej chwili przyszła mi myśl wyjawić wszystko; ale zanadto byłem skompromitowany i za daleko zaszedłem, aby cofnąć się tak prędko. Czekajmy, powiedziałem sobie. Jeśli mężnie wytrwa, mniej boleśnym będzie dla niej dzisiejszy stan rzeczy, aniżeli gdyby się dziś już dowiedziała, że syn jej wygnany i oddany w obce ręce. Nie zgodziłaby się z pewnością na pozostawienie go tam, a uparty i nieugięty w swem postanowieniu hrabia mógłby Bóg wie co jeszcze wymyśleć, ażeby dziecka nigdy nie odnaleziono. Zniosłem więc tę przykrą próbę, kiedy pani widząc mnie wychodzącego na jej przyjęcie, rzekła:
— Wiesz Karolu, co ja przeszłam? — Nie czekała mojej odpowiedzi, bo dobrze udane zdziwienie, malujące się na mojej twarzy, powiedziało jej więcej niż słowa. Jak tylko zobaczyłem się z Julią i zaczęła odpowiadać na moje pytania, dowiedziałem się najdrobniejszych szczegółów, które z gorączkową niecierpliwością chciałem usłyszeć.

XXVI.

— Zdaje mi się, mówiła, że pani tego nie przeżyje; ona się na śmierć zadręczy. Gotowam się sama rozchorować patrząc na nią płaczącą po całych dniach i nocach.
— Ah, tak Karolu, łzy jej nie osychają, oblewają poduszkę na której zasypia, padają na każdą łyżkę strawy, na każdy kęs chleba! Kiedy pan do niej mówi i krzepi jej odwagę, nic nie odpowiada, nawet