Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otoczyły hrabiego swoimi staraniami. Po chwili przyszedł do siebie, ale o zaszłym wypadku nie uczynił ani wzmianki.
Nazajutrz raniutko p. Salcéde wyjechał i zostawił bilecik do pani Montesparre, donoszący jej, że jedzie do ojca, który nagle zachorował. Hrabia bardzo cierpiący wstał dopiero wieczorem i dowiadywał się nieustannie, czy powóz już naprawiony, gdyż zaraz nazajutrz chciał wyjeżdżać.
We trzy dni po opisanym wypadku stanęliśmy w Paryżu.
Nazajutrz po przybyciu naszem do Paryża wyszedł hrabia bardzo wcześnie z domu, a wrócił koło południa blady i zmieniony. Domyśliłem się, że bić się musiał i wpatrzyłem się w niego z niepokojem. — Nic mi nie jest, rzekł do mnie po cichu a usta drgały mu jak w gorączce. Jestem pomszczony. — Później kazał mi dowiedzieć się, co się dzieje z panem Salcéde. Przyniosłem bardzo złe nowiny: — Markiz bardzo chory, — mówiłem — dnia może nie przeżyje, a ojciec jego umarł na atak sercowy ujrzawszy go w takim stanie...
Po otrzymaniu tej wiadomości pan Flamarande raz jeszcze gwałtownego dostał ataku, a przyszedłszy nieco do siebie, kazał mi zamknąć drzwi i mówił:
— Karolu, oszukano mnie niegodnie, ale się też może zbyt srogo pomściłem. Jednem pchnięciem szpady, zabiłem człowieka, który był moim najlepszym przyjacielem, i starca, który najlepszym był przyjacielem mojego ojca. Spodziewam się, że i ja też wkrótce pójdę za nimi, bo już mi życie jest wstrętnem. Zrobiłem testament, i zapewniłem ci przyszłość. Czyż mogę liczyć na to, że wiecznie milczeć będziesz? Ty jeden tylko znasz powód tego pojedynku. Żona, gdy się o nim dowie, zechce wiedzieć o wszy-