Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozeszliśmy się. Nie potrzebuję wiedzieć, czy on ma jakie znaczenie w życiu mojej matki, jeźli mi zechce sama to powiedzieć, dobrze, a nie zechce, zgodzę się i na to.
— Powie panu wszystko, odpowiedziałem i zwycięzko okaże panu swoją niewinność.
— Milcz! zawołał gwałtownie, niech nigdy nie usłyszę więcej z ust twoich słowa, któreby się do tego odnosiło! Wracając tu, byłem znużony, a mimo to, im więcej zbliżałem się do niej, tem cieplej serce mi biło! Ja ją tak kocham! A ta miłość moja dla niej, to wszystko, co mam w sobie dobrego. Matka, podług mnie, to istota nieskończenie lepsza od ojca. Dziesięć tysięcy razy zrobiłem więcej gorszego w mojem życiu, niżby ona to sobie wyobrazić mogła; jednakowoż mam jakąś cząstkę jej dobrego serca. Gdyby nawet sto razy była winną, kochałbym ją zawsze bez granic! Ona mi chciała poświęcić szczęście wspólnego życia z Gastonem! Nie chcę, aby Gastona mnie poświęcano, prawo go wspiera; mamże być ostrzejszym od kodeksu? Ojciec mój umarł w wątpliwości, bo nie odwołał Gastona; miał prawo być zazdrośnym, bo był mężem, ale ja nim nie jestem; czyż jabym ją miał sądzić, ja, którego wydała na świat, karmiła swojem mlekiem i otaczała staraniem każdą chwilę mojego życia? Ani słowa, stary, słyszysz, przypomnij sobie scenę z przedwczoraj. Za nic nie odpowiadam, gdybyś się raz jeszcze chciał wmięszać w nasze sprawy familijne!
— Zabij pan biednego Karola; zasłużył sobie na tę karę za to, że cię nadto kochał.
— Źleś kochał, powtarzam; przyjaźń jest też religją i powinna mieć tak jak i inne uczucia swoją stronę moralną. Inaczej będzie tylko instynktem. Pan Ferras, ten godny człowiek, kiedy mu ostatnim razem wyrzucałem, że nigdy nie okazywał mi wiele