Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyskim i nie mnie przystoi buntować się przeciw nim. Byłbym nędznikiem, złodziejem, gdybym się chciał targnąć na twoje dziedzictwo. Nie śmiałbym oczu podnieść na ciebie i zamiast błogosławić twoim dzieciom, musiałbym uciekać przed nimi. Wiesz teraz dla czego cierpię, ja, który znam lepiej świat niż ty! Zostaw mnie, proszę, niech cierpię sam jeden. Pójdę ztąd ale poniosę z sobą miłość dla ciebie, który jesteś tyle szlachetny ile skromny. Kochając się będziemy się wspólnie pocieszać i będziemy usiłowali osłodzić matce cierpienia, które ją oczekują.
— Tak, i zaraz na początek, zawołałem, uciekasz od niej. Pochlebiasz sobie, że nie domyśli się, co znaczy twój nagły wyjazd. Ona wiele dla mnie cierpiała, ale tobie winna same szczęśliwe i radosne chwile. Błagam cię, niech nie cierpi z twego powodu, niech już więcej dla nas obu nie cierpi.
— Rozrzewnił się. — A więc przyrzekam ci, że tak nie wyjadę, odpowiedział. Muszę sam z sobą stoczyć walkę, nie jestem tak silny duchem jak ty. Cóż chcesz? Nigdy nie cierpiałem, matka kryła łzy swoje przedemną, ubóstwiam biedną moją matkę i tak się urządzę, że nie zmartwię ją wcale. Pójdę do Leville. Powiedz, że odjechałem ztamtąd bez pożegnania i wróciłem się, aby naprawić to niewłaściwe zachowanie się. Dziś wieczór będę w Flamarande, ale niech nie wie, co zaszło między nami. Udam przed nią, że o niczem nie wiem i pojadę za jej wiedzą zwiedzić Auvergne, nic nie będzie miała przeciw temu. Podczas mojej nieobecności wszystko się ułoży, jak wrócę będzie po wszystkiemu i przyjmę tę niby nową dla mnie wiadomość odważnie i nawet z radością. Przysięgam ci to. Z tą samą intencją wyjechałem dziś rano z Flamarande. Przyznaję, że zrobiłem trochę po szalonemu, bo porwałam konia, coby nie