Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

minął. Byłem jedynakiem dotąd i przywykłem do tego. Teraz żyć będę jak sierota, wolę to, niż utracić wolność.
I znowu chciał duszkiem wychylić flaszę, którą udało mi się wydrzeć mu i rzucić w krzaki. Rzucił się wtedy na mnie chcąc mnie uderzyć, ale chwyciłem go za kark i zgiąłem jak trzcinę; w tej chwili opamiętałem się, miłość braterska wzięła górę nad moim gniewem, i ucałowałem go w pochylone czoło mówiąc: — Widzisz, zgniótłbym cię, gdybym cię nie kochał — chodź niedobre dziecko, wróćmy do biednej naszej matki, ona nas pogodzi, bo powie, że ciebie kocha więcej ode mnie. I słusznie, ona cię sama karmiła i wychowywała. Nie chcę twego majątku, jestem przyzwyczajony do pracy, i mam tyle, ile potrzebuję. Zachowasz sobie twój tytuł, on by nawet śmiesznym był dla mnie wieśniaka. Zostanę w Flamarande, ożenię się z Karoliną i będę twoim dzierżawcą.
Schował głowę w dłoniach i płakał.... ze złości, a ja rozrzewnić go chciałem! — Mówisz do mnie jak do dziecka, odezwał się po chwili, jestem mężczyzną od dzisiaj, nieszczęście zrobiło mnie o dziesięć lat starszym. Mówisz mi o tytule i majątku tak, jak się obiecuje cacka rozgrymaszonemu dziecku. Wiedz, panie hrabio, że wychowany jak szlachcic jestem więcej szlachcicem jak pan, wychowany na filozofa. Myślisz, że płaczę za hrabioską koroną i talarami? Płaczę, że przyjdzie mi patrzeć na boleść mojej matki, którą dotąd widziałem otoczoną szacunkiem i czcią. Wiem, że nie godzi się nam dzieciom roztrząsać jej uczynków, ale jak ty się ukażesz zdumionym oczom świata, nie uwierzą w niewinność mojej matki, szydzić z niej będą zamiast uklęknąć przed nią jak przed świętą. Spełnimy wtedy nasz obowiązek, ale ani szpadą ani wystrzałem z pistoletu nie