Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wem i podniósł nad moją głową tę straszliwą broń rozpaloną. Stał tak chwilę — rzucił potem drąg w ogień, chwycił mnie obiema rękoma za barki i wstrząsnął mną gwałtownie: — Stary nędzniku! krzyknął zachrypłym głosem, dławiąc się własnemi słowy, nie potrzebujesz mówić więcej! Nie wiem, jaką rolę wobec mnie przyjąłeś, ale wiem, że kłamiesz, i zakazuję ci odtąd mówić nawet do mnie. Nie chcę cię widzieć więcej, dwa razy już zadałeś mi rany śmiertelne! Milcz, i ruszaj mi z oczu!!
Wytrącił mnie ze swego pokoju i zaryglował drzwi za sobą.

LXIX.

Odtrącony przez to dziecko, dla którego poświęciłem wszystko, nawet honor i spokój duszy, upadłem twarzą o moje łóżko i leżałem jakiś czas bez pamięci. Zgrzyt tych ciężkich ryglów zapowiadał mi wieczny rozdział z Rogerem. Odzyskałem po chwili przytomność i pierwszą moją rzeczą było przeniknąć, co się dzieje w sąsiednim pokoju. Te drzwi wybite materacem ze złoconej skóry nie przepuszczały najlżejszego światełka, nie mogłem nawet zobaczyć, czy jest jakie światło w pokoju. Cisza, nikt się nie ruszał a klucz tkwił w zamku z przeciwnej strony. Nic mi nie pozostawało jak czekać chwili jego przebudzenia jeżeli spał jak przypuszczałem, i wytłumaczyć się, nim jeszcze z matką mówić będzie.
Tysiące myśli jedna przez drugą tłoczyło się w mojej głowie. Nareszcie postanowiłem skorzystać z czasu, pobiegnąć tajemnym kurytarzem do „zakątka“ i opowiedziawszy Salcédowi co się stało, prosić go o pomoc i radę; on jeden mógł znaleźć środek, aby pogodzić swój obowiązek z przywróceniem czci matki w oczach syna. On ma serce i rozum, wyspowiadam mu się ze wszystkiego; niech co chce myśli o mnie.