Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwolna i dobitnie: — Słusznie, bardzo słusznie, nawet pięknie, panie Rogerze. Masz pan szlachetną duszę swojego brata; tak jest, bo on jest pańskim bratem. Przysięgam, że wszystko co panu powiedziano, jest prawdą.
Roger uściskał za to Ambrożego. Czułem, że teraz na mnie przyjdzie kolej, wyniosłem się więc cichaczem.
Uciekłem do kaplicy, od której klucze miałem przy sobie i tam na grobie hrabiego robiłem sobie gorzkie wyrzuty. Prawdziwe przyczyny pojedynku z Salcédem nikomu dotąd nie były znane; utwierdziły tylko nieprzyjaznych hrabiemu w mniemaniu, że tak jak często przedtem musiał mieć jakieś błahe tylko powody. Wszyscy go mieli za szalonego, a imię Salcéde’a w historji wygnania Gastona nie będzie nawet wymówione. Wszystko więc stracone! Opinja publiczna, świadoma przykładnego i poważnego życia pani Flamarande będzie po jej stronie i bez obawy wprowadzi w świat starszego swego syna.
Ja jeden tylko miałem pewność, i dowód jej niewierności był w mojem ręku. Ksiądz Ferras i Ambroży nie przypuszczali nawet, że jest winną, a baronowa nadto była szlachetną, żeby chciała jej szkodzić.

LXVIII.

Zdawało mi się, jakoby z pod marmurowego pomnika odzywał się ponury głos nieboszczyka: „Zdradziecki sługo! takżeś to wypełnił ostatnią moją wolę, dotrzymałeś przysięgi danej mi na śmiertelnem łożu?“ Włosy powstały mi na głowie i uciekłem napowrót do Rogera, u którego nikogo już nie zastałem. Chodził po pokoju z cygarem w ustach i zobaczywszy mnie wchodzącego, zagadnął: