Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

hrabinie całą swoją rodzinę. Przeszkodziłem temu jego zamiarowi wymawiając hrabinę znużeniem, i obiecałem mu, że po kilku dniach wypocząwszy w Montesparre, znowu tu będzie a wtedy zapozna się z nimi.
Salcéde i Gaston nie ukazali się nawet. Ambroży podpierał powóz nad znaną nam już spadzistością przy drodze do Flamarande. Kiedy on i parobcy mieli już zostać za nami, słońce wychyliło się z po za góry, rozprószyło mgłę i zobaczyłem że chłopcem który pomagał mu w podpieraniu powozu nie był kto inny tylko Esperance.
Chciał jeszcze raz pożegnać matkę i zobaczyć Rogera. Zdawało mi się, że powinienem mu w tem przeszkodzić i nie zdając sobie na razie sprawy z mego postępowania odsunąłem jego rękę mówiąc: — Dość już, jedziemy.
Ale wtedy on położył swoją małą ale żelazną rękę na mojem ramieniu i spojrzał mi groźnie w oczy. Czysto i dobitnie wycedził zwolna. — Na bok, służalcze! Jestem hrabia Flamarande.
Był to żywy portret hrabiego, w chwili wyniosłej pogardy i lekceważenia. Przestraszyłem się jak gdybym ujrzał widmo.
Zbliżył się do kocza gdzie siedziała hrabina z baronową i szybko jak błyskawica złożył pocałunek na ręce matki opartej o drzwiczki powozu. Roger, chciwy widoku krajobrazu siedział na koźle. Zobaczył dopiero Esperance’a zeskakując na ziemię, kiedyśmy zwolna jechali pod górę. Krzyknął z radości, wziął go pod rękę i poszedł z nim naprzód, jakby się bał być podsłuchanym przez kogo.
Bałem się żeby właśnie u celu cała moja praca nie poszła w niwec. Podwoiłem kroku i aby upozorować moje natręctwo, zapytałem Rogera czy ma przy sobie klucze od swoich pakunków.