Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Moi przyjaciele, zagadnęła, chciałabym była nic jeszcze nie postanowić przed złożeniem na miejsce wiecznego spoczynku zwłok tego, który nam zostawił tyle trudnych obowiązków do spełnienia; ale czas nagli, bo lada chwila Roger nadjedzie i swoją obecnością uniemożebni wszelkie między nami porozumienie. Porozummy się więc natychmiast; ale gdyby ktokolwiek chciał roztrząsać postępki zmarłego, zaklinam go, żeby pamiętał o obecności jego wdowy, która jest tutaj na to, aby otoczyć wspomnienie i grób jego wszelkim możliwym szacunkiem.
To polecenie nie mogło się do mnie odnosić. Bądź co bądź kochałem wiernie hrabiego. Helena zanadto była dobrze wychowaną, żeby objawiać tu swoje zdanie. Ambrożego można by się było obawiać, ale hrabina nie patrzała na niego po skończonej przemowie. Jej spojrzenie zawisło mimowolnie na oczach pani Montesparre, której śmiała postawa nie zapowiadała wcale sympatji dla nieboszczyka. Ja z Heleną skłoniliśmy głowy na znak przyzwolenia, a Ambroży bez ukłonu powiedział — rozumie się, tak być powinno.
Pani de Montesparre zaczęła czystym i spokojnym głosem: Postanowienie, którego następstwom zmuszeni jesteśmy uledz, nie będzie tu roztrząsane, ale musimy wiedzieć treść jego, tu przeczytała papier który trzymała w ręku — niech to postanowienie zacięży na zawsze na naszej woli, obowiązujemy się nie sprzeciwić się mu ani dziś, ani jutro, — nie chcąc zadrasnąć winnej czci synów dla ojca. Czy Gaston przystałby wbrew woli swojego ojca, na przywrócenie należnych sobie praw? Coby powiedział Roger, widząc brata, nie uznanego przez ojca przypuszczonego do równego podziału majątku? A ostre i niesprawiedliwe częstokroć sądy opinji publicznej? Wdowa po panu Flamarande nigdy by się nie czuła wolną