Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc pani Montesparre miała słuszność; potępił mnie nieodwołalnie na mocy błahego pozoru. Mów wszystko, Karolu. Zapytuję cię dziś znowu o to, o co raz niedawno cię pytałam. O co mnie obwiniają? o złamanie wiary małżeńskiej, czy o mimowolne wykroczenie? Odpowiadaj bez obawy. Wszystko już teraz znieść mogę.
Tyle szczerości i pewności siebie było w jej głosie, tyle dumy w spojrzeniu, że zachwiany, gotów byłem uwierzyć jej. Gdybym nie miał przy sobie pewnego dowodu jej błędu, byłbym u nóg jej błagał przebaczenia za nasuwające mi się wątpliwości.
Bez ogródki powiedziałem jej, że hrabia do tego stopnia przedemną nigdy się nie wywnętrzał. Prawdopodobnie przypuszczał kolejno raz jedno, raz drugie, i na końcu postanowił nieodwołalnie Gastona nie uznać swoim synem.
— Cóż więc znaczy to przez niego podpisane zeznanie, któreś musiał pokazać mamce chcąc ją uspokoić.
— Ja to zeznanie na panu wymogłem; później odebrał mi je.
Tu skłamałem. Drogocenny ten papier stanowiący o całej przyszłości Gastona, zawsze był w mojem posiadaniu, ale pani Flamarande, jak sądziłem, jeszcze więcej kłamała, wypierając się wszelkich stosunków z Salcédem. Pobladła znękana; znikł więc ostatni środek ratunku, na który tak długo liczyła. Usiadła na ławce; nie mogła dłużej mówić ze mną, chodząc po alei.
Ale ta kobieta za wiele w życiu cierpiała, żeby nie miała wyrobić w sobie odwagi.
— Chcą więc, rzekła po chwili z westchnieniem, żeby Gaston był synem Salcéde’a i aby uniknąć walki skandalicznej i pełnej niebezpieczeństw, syn mój