Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mama nie chce już ani patrzeć na mnie, ani mnie uściskać, dodał.
— Nie uściskałżeś mamy wczoraj?
— Ani wczoraj, ani dziś, ani tamtych dni. Leży na łóżku w swojej białej długiej sukni, odwrócona do ściany, a gdym do niej mówił, ani się ruszyła. Przestraszyłem się i zacząłem krzyczeć; Helena wzięła mnie za rękę i rzekła:
— Jeśli będziesz krzyczeć to ci mama umrze — i dała mi pajaca. Ale tego rana nie chciała mnie puścić do mamy, zacząłem znowu krzyczeć i płakać pode drzwiami żeby mnie mama usłyszała, ale i tym razem ani się ruszyła, ani zapytała o mnie. — Może mama gniewa się za to że hałasuję a może umarła i Helena mi tego nie chce powiedzieć.
Obawy dziecka i mnie się udzieliły, a nie wiedziałem co mu mam odpowiedzieć. Roger zaczął szlochać i powtarzać: — Mamy, ja chcę mamy!
Zaprowadziłem go do Heleny, ta wzięła go na ręce, ucałowała i powiedziała. — Dobrze, dobrze, zaraz obaczysz mamę. — I zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Zapytywałem Pawła służącego pani. — Jestem niespokojny, rzekłem do niego; jeźli pani naprawdę chora, powinienbym napisać do pana.
— Tyle wiem co i pan, odpowiedział, nie wchodzę nigdy do pokoju pani. Helena sama ją obsługuje. Napisz pan do pana hrabiego jeśli chcesz; ja bym sobie tego nie pozwolił. Helena jest spokojna i nie okazuje ani obawy ani smutku, bawi małego w salonie, hałasują tam oboje, czego by sobie nie pozwolili gdyby pani była bardzo chora.
Nie śmiałem okazywać mego powątpiewania, ale pewny byłem, że pani od ośmiu dni w domu nie ma i że Helena dla uspokojenia Rogera kładła na łóżko lalkę.