Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bne wskazówki i przedsięwziął różne ostrożności. Zostawiono pakunki i powozy w jakiejś samotnej gospodzie pod godłem „Fjołka“, i wsiedliśmy do najętego kocza dość wygodnego i lekkiego do podróży po takich wysoczyznach. Ja, z panną Julją, pokojową pani zajęliśmy miejsce na koźle, a pan i pani w głębi powozu nie przestawali zachwycać się piękną okolicą. Hrabia był bardzo oczytany i miał gust wytworny, o hrabinie nie miałem dotąd wyrobionego zdania. Kobiety zazdrosne o jej piękność twierdziły, że jej brak inteligencji, a mężczyzni utrzymywali, że przy tak nadzwyczajnej piękności może się bez niej obejść. Widziałem ją tylko chwilami, a zajęty wyłącznie usługą w pokojach pana, nie słyszałem jej prawie nigdy rozmawiającą. Hrabia zwracał uwagę żony na piękno okolicy, a ja przysłuchiwałem się pilnie, by korzystać z jego wiadomości — gdy nagle pan wydał okrzyk radości, i wymówiwszy nowe dla mnie nazwisko „Salcéde“ kazał stanąć. Wyskoczył z powozu, i rzucił się na szyję pieszemu podróżnikowi, którego na pierwsze wejrzenie byłbym wziął za kolportera. Był to słusznego wzrostu młody człowiek, okryty kurzem i wcale pospolicie ubrany. Stary pilśniowy kapelusz pogięty od deszczu, pudełko zielone przewieszone przez plecy, obuwie wykrzywione i opalone czerwone ręce nie nadawały mu wcale cechy eleganckiego człowieka. Za nim postępował góral z pakunkami na plecach, które wziąłem z razu za towary.
Zagadkowy ten młodzieniec, był to markiz Alfons de Salcéde, przyjaciel z lat dziecinnych pana hr. Flamarande.
Uściskawszy go serdecznie, przedstawił go swojej żonie mówiąc: „Przyjaźń nasza jest dziedziczną, przechodzi z ojców na synów. O nim to właśnie opowiadałem ci tak często, że chociaż młodszy ode-