czej, wedle umowy niewolnikiem. No, a teraz zamknij okno i otwórz drzwi.
Wykonałem spiesznie jej rozkaz, wprowadzając ją do pokoju. Rozejrzała się wokół, zmarszczyła brwi i rzuciła od niechcenia:
— No, i jakże ci się podobam?
— Ty...
— Żadne „ty“, kto ci na to pozwolił? — przerwała mi, grożąc szpicrutą.
— Jaśnie pani jest skończoną pięknością.
— A tak, to co innego — a rozsiadłszy się w moim fotelu — dodała — chodź tu, uklęknij
Nie było innej rady. Musiałem usłuchać rozkazu.
— Pocałuj mnie w rękę... W drugą... O tak... A teraz w usta...
Objąłem ją w ramiona z szaloną namiętnością i począłem obsypywać pocałunkami, które oddawała mi jeszcze z większym temperamentem.
∗ ∗
∗ |
Punktualnie o dziewiątej rano, stosownie do jej rozkazu, było wszystko gotowe. Wsiedliśmy do wygodnego powozu, opuszczając na zawsze zaciszną miejscowość górską, gdzie zawiązał się tak nieopatrznie dramat mojego życia, w który wówczas niktby nawet uwierzyć nie mógł.
Było jeszcze jako tako. Siedziałem u boku Wandy, która rozmawiała ze mną swobodnie, jak z dobrym znajomym przyjacielem; to o Włoszech, to o najnowszej literaturze polskiej[1], to wreszcie o muzyce wagnerowskiej. Była ubrana w kostyum podróżny, przypominający strój amazonek, z grubej czarnej materyi, obramowany suto gronostajami. Bujne włosy spięła w warkocz, zakryty niemal zupełnie czapeczką podróżną i gęstym welonem.
Była w bardzo dobrym humorze, wpychała mi w usta cukierki, gładziła mi rozmierzwione wiatrem włosy, poprawiała krawatkę i pieściła moje ręce. A kiedy żydek powożący zdrzemnął się na koźle, lub się odwrócił, w mgmieniu oka pocałowała mnie zimnemi usteczkami. Przypominały mi one jesienną różę, która zakwitła zapóźno w pośród nagich badyli i pożółkłych liści,
- ↑ W oryginale mowa o Pisemskis neue Roman, czyli nowej powieści Aleksieja Pisiemskiego.