Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trycjuszowskim... A gdzież są nieprzyjaciele boskiego Cezara, Ojca Ojczyzny, jeśli nie w waszych rodach i krwi...? Kto czyni spiski przeciwko niemu? Kto śmie jego opierać się woli? Nie lud przezeń karmiony, co go wielbi i słucha... ale wy! Mówicie mi o względach dla patrycjuszowskiego rodu waszego, ale wkrótce go razem z Senatem nie stanie... Cezar i my... Naco gnuśnicy i burzyciele zdali się państwu? — zawołał, głos podnosząc. — Nie! nie! żadnego dla was względu! myśmy dziś patrycjuszami, my, wczorajsi niewolnicy, wyzwoleńcy, jutro może senatorowie, gdy Cezar rozkaże, gotowi słuchać jego skinienia i dać za niego życie.
Wysłuchałem tych słów z pokorą, mimo oburzenia, jakie obudziły we mnie; Rupas się śmiał dziko i pienił.
— Proszę was za Sabiną — rzekłem, ucząc się pokory — zważcie, że jest kobietą, nigdy żaden z Cezarów rzymskiej matrony znieważyć nie dopuścił.
Rupas śmiać się zaczął mocniej jeszcze, aż mu zęby szczękały... podobny był do rozjedzonego zwierzęcia...
— Matrony wasze! matrony! — zawołał — każecie je szanować, a sąż one poszanowania godne? Gdzież więcej nałożnic gladjatorów i kochanek niewolników jak pomiędzy niemi? Gdzie owe univiry wasze? A kto knuje spiski, podżega: Epicharis, Flacilla, Kadicja, Atilla... kto pierwszy obrzędy bezbożne przyjął od niewolników... wasze to Pomponje i Praksedy!!
I szydził, i urągał, jam drżał i w proch zetrzeć go nie mógł!
— Krew wasza, matrony wasze! — zawołał — my to