Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kto był nienawistnym lub zdawał się niechętnym, a że zrazu nic się dowiedzieć nie było podobna, rozkazano męczyć podejrzanych, aby z nich prawdę lub fałsz wydobyć boleścią.
Smutne to są dzieje, Kajusie drogi, których opisywać pióro się wzdryga. Gdy to piszę, nie wiem sam jeszcze, czyli ocalonego dotąd Celsusa i mnie los ten sam co Senecjona i innych nie spotka. Dosyć jest, aby nas jako znanych sprzysiężonym wskazano, dowodów winy nie potrzeba. Nadzieja cała w tem, że za mali jesteśmy, zbyt mało znaczni, abyśmy uwagę Nerona zwrócili na siebie, ma on i tak czem swe krwi pragnienie nasycić. Dotąd wielu już z patrycjatu schwytano, z rycerstwa także, wyzwoleńców i ludu, a nawet z kobiet, które do spisku należały. Rozgałęziony był bardzo, a raczej rozgałęzić go pragną, aby się pozbyć wielu. Przestrach blady Rzymem owładnął, nikt życia nie pewien, nikt mienia. Zemsta lada niewolnika, który dawną jakąś niechęć żywi ku panu swemu, dostateczną jest, by obywatelowi Rzymu zagrozić śmiercią haniebną. Ani badania prawdy innego nad torturę, ni sądu niema żadnego; wyrok dyktuje nienawiści i zemsty pragnienie.
Sprawiedliwie czy nie, ofiar padnie bez liku, wszystko, co Neronowi uprzykrzonem było aż do tych, co z nim o lepszą poezją lub śpiewem walczyli, upadnie. Dziś lub jutro postrada Rzym najcelniejsze ozdoby swoje. Łatwo jest dowieść, że każdy z nas miał stosunki ze sprzysiężonymi; był ich przyjacielem, krewnym, widywał ich, słyszał o czemś lub czegoś się mógł domyślać. Zresztą potrzebaż dowodów? posądzenie wystarcza, cień podej-