Przejdź do zawartości

Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wybielona twarz nie zyszczą serca godnej tego imienia matrony rzymskiej. Czegoż zresztą wy chcieć możecie ode mnie? Znacie mnie, płochą nie jestem. Miałam męża jednego i univira[1] umrę... Nie miałam ani jednego kochanka i mieć go nie będę. Wiem, że inny jest obyczaj ludzi i niewiast, z któremi obcować przywykliście, ale ten nigdy moim nie będzie...
— Strzeżcie się — przerwał mi Leljusz gniewnie, — wiecie, z kim obcuję, i przeciw komu to mówicie! Jestem domownikiem Cezara Augusta...
— Wiem o tem — odpowiedziałam — ale zarazem jesteście domownikiem Hipji, Cesenji, Bibulji i Leufelji?
— Dlaczegoż nie wyrzucacie Juljuszowi waszemu, że jest przyjacielem równie płochej Epicharis?
— Bo wierzę, znając Juliusza, że jeśli jej sprzyja, Epicharis lepszą i zacniejszą być musi niż Cesenja i Leufelja....
— Jakto, jedna libertina lepszą, zacniejszą nad kobiety z krwi waszej, patrycjuszowskiej pochodzące? — zapytał.
— Krew ta dawno w nich zmięszała się z błotem! — odrzuciłam gniewna.
— Sabino — rzekł Leljusz, bledniejąc i rwąc złote frendzle swojego płaszcza — przestrzegam was, zaklinam na Junonę waszą, nie obchodźcie się ze mną nazbyt surowo... nie przywodźcie mnie do ostateczności, nie obudzajcie zemsty w sercu mojem... Nie macież nic, coby na was także ciężyło i dawało mi oręż do pomszczenia wzgardy waszej?

— Więc pragnęlibyście się pomścić! O, hańbo! —

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – univirą.