Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i drugą — aby sam przez nią podnieść się i nawspół opanować Nerona. — Nikczemny!
Przecież niepodobna, by i ona tego nie zrozumiała, a na twarzy jej nie wyczytałem tego oburzenia, jakiegom się spodziewał. Nie kazała go niewolnikom swoim wyrzucić na ulicę, jak zasługiwał, nie zapłoniło się czoło jej ze wstydu na samo to przypuszczenie. Podparła się na łokciu, zadumała, Leljusz zdawał się triumfować... a ja! byłbym go rozszarpał. Znieść wszakże musiałem cierpliwie. Mówiłem sobie. — Cóż mnie ta kobieta obchodzi? Nie kochałem jej nigdy, nie obiecywałem sobie nic po niej. — Ale była mi świętą jak siostra, jak matka poszanowania wydawała mi się godną. W jednej chwili zachwiałem się nietylko w uczuciach mych dla niej, ale w pojęciu o godności niewiasty.
Kruche to są i słabe istoty, Kajusie drogi. Niedarmo przodkowie nasi zamykali je i strzegli dla własnego ich szczęścia; jeden płochy człowiek, jedno lekkie słowo zmienić je może. Z ubóstwianej stała się dla mnie godną politowania istotą.
Skończyła się nareszcie nieznośna rozmowa. Leljusz wychodził, jam się z nim oddalił, aby pozostając sam, nie zwiększać posądzeń i ochłonąć z przykrego losu, jakiego doznałem. Ale powróciwszy do domu, nie upłynęła godzina, gdym napowrót u drzwi jej ogrodu i w jej się znalazł kryptoportyku. Mogła poznać z mej twarzy, jak byłem poruszonym.
Gdym niespodzianie wszedł, znalazłem ją znowu na jakichś tajemniczych szeptach z niewolnicą Rutą. Za-