Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się po swych dzikich drogach. Atoli nie rzeki nikomu ani słowa.
Mężczyzna, powróciwszy z psem z łowów, odezwał się:
— Czego chce od nas dziki koń?
A kobieta rzekła:
— Jego miano już nie jest dziki koń; jego miano jest odtąd Pierwszy Sługa, będzie nas nosił z miejsca na miejsce po wszystkie, wszystkie czasy. Wsiadaj na jego grzbiet, gdy wyruszysz na łowy.
Następnego dnia poszła do jaskini dzika krowa, niosąc wysoko swą dziką głowę, aby jej dzikie rogi nie więzły w dzikich drzewach, a za nią podążał kot i skrył się tak samo, jak przedtem.
A gdy dzika krowa przyrzekła kobiecie, że będzie jej codzień dawała swe mleko wzamian za doskonałą trawę, kot znów odszedł w wilgotne, dzikie lasy i wymachiwał swym dzikim ogonem i przechadzał się swemi dzikiemi drogami tak samo, jak przedtem. Atoli nie rzekł nikomu ani słowa.
Mężczyzna, powróciwszy z łowów z psem i z koniem, zadał to samo pytanie, co pierwej. A kobieta rzekła: