Więc szli, powstawszy, jak się poczęło,
Do końca wielkie domierzać dzieło.
Lecz kiedy przyszli, już na nich tam
Co wczora czekał dziw tenże sam.
Ziemia łakomą gardziel rozwarła
I ich wczorajszą pracę pożarła;
Tylko z pod piasku szczérbaty ząb
Kamienny znaczy zapadły zrąb.
Drużyna chwilę zdumiona stała, —
Cicho szeptając głowami chwiała;
Nareszcie, wodzów pamiętna słów,
Żywo do dzieła imie się znów. —
I tak za nocą dzień, za dniem noc.
(Czarów to siła? czy Boża moc?)
Co za dnia mężów zbudują dłonie,
Łakoma ziemia w noc każdą chłonie.......
Minęła wiosna, — minęło lato, —
Jesień, spłowiałą odziana szatą,
Idzie, żałobny zawodząc śpiew,
I zwiędłe liścia otrząsa z drzew;
A dotąd ziemia, równie obżarta,
I praca mężów, równie uparta,
Walczą ze sobą.... Któraż zwycięży?
Moc niewidoma, czy wola męży?.....