Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stół; nie lubię kiedy sam jem, żeby mi kto głodny w gębę patrzyl.“ —
Straszny człowiek wziął krzesło i usiadł w niém milcząc, ale do jadła się nie brał. Wojtek, co trochę ujadł, to obracał się do niego z prośbą; wreście, widząc że to próżno, obrażony, niechał go w pokoju, i pałaszował co Bóg dał. — Alić kiedy ostatnią łyżkę, z ostatnim kęsem kiełbasy, miał już do ust kłaść, milczący gość ozwał się ponuro:
— „Jadłes sam, dajże teraz mnie.“
— „Niechciałeś, kiedym ja cię prosił, zjédzże teraz psi gnój, kiedyś głodny,“ odrzekł rezolutnie Wojtek, połykając resztę strawy.
— „Czekaj! zaraz ja tutaj z ciebie zrobię pieczeń,“ zaryczało straszydło, zrywając się do niego.
— „Pomału, bratku, pomału! Jesteś to ty może ten strach? hę?.. To czemużeś taki głupi, nie jész kiedy ci co dają? Ja już całe dwie niedziele włóczę się, żeby cię poznać, — a niebyło zaczém widzę, kiedyś taki kiep.“
— „Zaraz ty mnie tutaj poznasz,“ wrzasnął strach, i porwał Wojtka za gardło. — Ale i Wojtek niedał sobie bezkarnie pluć w kaszę; jak huknął raz i drugi pięścią po strasznym łbie, ogłuszony potępieniec padł na ziemię jako kłoda drzewa. — — Głupiec powalonemu siadł na piérsiach i trzymając mu swój kozik na grdyće, pytał:
— „A no, bratuniu? kto z nas mocniejszy? wi-