Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tywał go natrętnie, ale wszystkich tłómaczeń ni raz pojąć nie umiał. Znudzony i gniéwny, mądry Walek umyślił sobie że go raz strach znać nauczy.
Jednego ciemnego jesiennego wieczora, ojciec posłał głuptasa do karczmy po gorzałkę. — Walek wiedział, że dla skrócenia drogi chodził on zawżdy przez smętarz. Korzystając tedy z pory, wymknął się cichaczem z chaty, uczernil twarz całą sadzami, okrył się na głowę czerwoną spódnicą matczyną, a wziąwszy w gębę skrzący węgiel, stanął na saméj ścieżce środkiem smetarza wydeptanéj. — Niezadługo nadszedł Wojtek, w karczmie trochę zakropiony, a widząc postać na drodze swej stojąca, zawołał z daleka:
— „Héjże no ty! z ogniem w pysku! usuń się z ścieżki na stronę, bo niebędę ci lazł w błoto.“
Ale Walek, zamiast się usunąć, jęknął tylko jak mógł najokropniéj.
— „Głuchyś, czy co?“ wrzasnął zbliżając się głupiec, „zejdź mi z drogi, a jak niechcesz, to cię tak zamaluję że fajczysko ci wyleci!”
Mądry brat pomyślał sobie przecież: „taki ty w końcu ucieczesz“ — i jęknąwszy jeszcże straszniéj, rozczapiérzywszy obie ręce, szedł prosto, jakby go chciał schwycić. Ale się, mimo rozumu, piekielnie ten raz oszukał: Wojtek, co miał uciekać, podniósłszy w górę kij swój dębowy, rzucił się obces na stracha i począł grzmocić nielitośnie. Mądrali,