Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc go, opuścił cicho głowę na piérsi, i dwie łzy okrągłe, wielkie, jak dwa ziarna grochu, potoczyły się z ócz jego po twarzy; a tyle było okropności w téj cichéj boleści poczciwego człowieka, że djabeł patrząc na nią aż zadrżał cały i pożałował z głębi serca swej psoty. Zbliżył się tedy do drwala, i siadając obok niego na kłodzie, zapytał:
— „Miły człowiecze! cóż to tak płaczecie?”
— „Bogać nie mam płakać!” — odrzekł drwal. „Dobę już całą chlebam w uściech nie miał, aż cały z sił spadłem, a oto teraz ostatni kęs któś mi ukradł z kieszeni. Oj niecnota bez sumienia!… chyba to tylko ten sam djabeł, co powiadają że tu w bagnie siedzi; człek by się na taką psotę nieodważył.“ —
— „Ha!“ mruknął spuszczając oczy djabeł. — „nie takić bo to i djabeł czarny, jak go malują.... Ależ powiédźcie mi, mój człecze, z kąd się was taka biéda u licha czépiła? Ej! czyście tylko nie za bardzo hulali, a teraz może pokutujecie?“ —
— „Tak!… i jak niema być biéda? Z lichego kawałka ogrodu i mizernéj izby człek musi cztéry dni do dworu odrabiać, a w resztę dni to za psi piéniądz, co ledwie na sól wystanie. Jeszcze teraz, w czas najcięższy, Bóg mi nawiédził kobiétę chorobą, że już osiém niedziel w łóżku leży. Trzebać ją było ratować, — i wszystko co się w domu znalazło poszło między ludzi; dzisiaj zostało nam tylko umrzéć z dzieciskami z głodu.“