Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pilnie dzień cały, — napracowali się srodze, przerzucając stosy gruzów; a w wieczór, nic nie znalazłszy, wrócili znużeni do domów.
Był zaś tam we dworze na ów czas parobek, imieniem Jan, — jedyny czy do roboty, do wypitki czy wybitki, — a zuch i zawadjaka coby djabłu nie zszedł z drogi. Ten za dni kilka po marném szukaniu, przyszedł do pokoju pani, a pokłoniwszy się do kolan jéj, prosił, by mu pozwoliła na swą rękę szukać skarbu.
„Pan Bóg z tobą miły Janku!“ — odpowiedziała mu wdowa: — „jeśli on ci dopomoże, ja dajęć wolność ku temu; a gdybyś za Jego wolą przenajświętszą co znalazł, podzielim się sprawiedliwie.“ —
W tenże więc dzień, kiedy zmierzchło dobrze, — a był wieczór dżdżysty i ciemny, — Jan szedł z rodzonym na smętarz. — Otwarli wrota kaplicy, — odemknęli ciężkie żelazne drzwi grobów, — i śmiały parobczak, skrzesawszy ognia, spuścił się do lochu, przykazawszy bratu wchód za sobą zawalić, — zamknąć za sobą kaplicę, — a we wsi nie powiadać o niczém nikomu.
Przy jasnym blasku smolnego łuczywa, znalazł wnet trumnę swego niegdy pana, świecąca między minnej świeżym złocistym galonem. Tuż obok niéj stała druga, z prostego dębowego drzewa, zdrowa jeszcze, jakby dziś spuszczona: Jan odćwiekował ją żywo, wyjął leżącego w niéj trupa, i zawlokłszy w