Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed południem, panna zbudziła się ze snu, wesoła, rumiana i zdrowa, jakby nigdy nie słabowała.
Pan, ojciec uratowanéj jedynaczki, o mało do nóg nieupadł biédnemu stolarczykowi i niewiedział jak go opłacić; Wawrzyn przecież, pomny że Bóg mu już dał zyskać tyle, zaklął się że grosza nieweźmie. — Stare poczciwe panisko niemogło znów tego przenieść, żeby tak wielkiego dobroczyńcę bez nagrody pozostawić (bo wtedy był inny świat niż dzisiaj); niewiedząc tedy innego sposobu, ofiarował mu swoją ukochaną córkę za żonę. — To już była za wielka pokusa na Wawrzyna, — bo dziewczyna była istny obrazek i wraziła mu się w serce tak głęboko, że we śnie i na jawie zdało się jakoby mu w oczach stała. Kiedy wdzięczna wyzdrowiona rada przystała wziąść pięknego chłopca, ułożono tedy czas ślubu. — Tymczasem młody narzeczony jechał do Warszawy przyodziać się chędogo i dla swéj przyszłéj nakupić co było trzeba. —
Kiedy przybywszy do Warszawy zaszedł z drogi do gospody, pierwszy co mu wpadł pod oczy był niegodziwy Franek, który z kilką hulakami trwonił tu na pijatyce porwane oślepionemu koledze piéniądze. — Wawrzyn siadł sobie na stronie, pijąc cicho swoją szklankę miodu. Franek, chociaż już nieco podpiły, poznał jednak swego towarzysza; niedowierzając przecież swoim oczom, wstał i począł go obchodzić, przyglądając się mu zyzem.