Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwa znów kruki nadleciały. — Nie były to prawe ptaki, tylko trzéj źli czarodzieje, którzy się na radę zlecieli. Ku swéj okropnéj trwodze posłyszał Wawrzyn, jak się ze sobą w imię czarta witali i zaczęli się przechwalać co który złego zrobił lub umyślił.
— „Ja, (mówił piérwszy) podmówiłem jednego młodego chłopa, że starego ojca oślepiwszy, wywiózł do miasta na żebry… Używa teraz synalek, ani się domyślając jak niedługo biés mu karku nakręci; — a stary ślépiec, wyciągając rękę, szepce paciérze pod kościołem, zamiast co by mu przyjść pod tę szubienicę, przemyć sobie oczy w tém źródełku i odzyskać wzrok wydarty! Ale ci głupi ludziska to nie wiedzą nic a nic.“
— „Oj! to masz prawdę mój bratku“ — przemówił drugi, „ci ludzie, to prawe osły. — Ja oto, że mnie raz w Radomiu chłopaki psami poszczuli, zamówiłem za to źródło co im wody dostarczało, że całkiem pod ziemię się skryło. Mieszczanie kopią a kopią, płacą a płacą, blisko miesiąc już cały, — ale to wszystko próżno. A żeby się domyślili i rzucili do studni białego koguta, to jakby lecąc ze strachu zapiał, zaraz by woda wytrysła!“ —
— „Albo ja“ — odezwał się trzeci — „na córkę pańską w Grochowicach, co za mnie nie chciała wyjść, nasłałem żabę ropuchę, co ją do śmierci zniweczy, bo ją codzień w nocy ssie. Panna więdnieje