Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na godzinę szczęścia, bo szczęście pije się na gorąco. Natomiast niedola ma czas. Nie zaszkodzi niedoli, gdy trochę ochłodnie, będzie miała lepszy smak!
Głowić się niema co, powiedziałem sobie i czekałem, a raczej nie czekałem na nic, tylko sobie odpoczywałem, dla większego bezpieczeństwa zamknąwszy i zabarykadowawszy drzwi. Rozmyślałem, ale bez zbytniej goryczy. Skopałem swój ogród, poobcinałem suche gałęzie, okryłem winorośle, okopałem karczochy, przewiązałem rany w korze starych drzew, słowem przygotowałem swój ogród na sen zimowy pod śniegową kołderką.
Napracowawszy się, sięgałem czasem po złoty melonik, który się tu i owdzie zaplątał i rozkoszowałem się przepysznym, wonnym sokiem, spływającym mi do gardła. Nie chodziłem do miasta, chyba gdy trzeba było odnowić zapasy amunicji (to jest picia, jedzenia i nowinek) a czyniłem to, starannie unikając swej progenitury. Chciałem wpoić w nich przekonanie, że udałem się w podróż. Nie wiem czy wierzyli, ale jako synowie pełni szacunku nie twierdzili, że tak nic jest. Graliśmy z sobą tedy w ciuciubabkę! Ale nie braliśmy w rachubę Martynki, która niebawem przeniknęła mój podstęp.