Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzuchu, wiadomo, jest się panem świata, młodym, pięknym, zdobywczym, przewraca się świat do góry nogami, słyszy się, jak trawa rośnie, gada się z drzewami, zwierzętami i bogami).
I ciebie kocham, stary towarzyszu, wierny, pewny, skarbie mój, praco moja! O jakże przyjemnie wziąć w rękę narzędzie i stanąć przy warsztacie. Robisz, co chcesz z onym opornym mat er jąłem, który wreszcie poddaje się, drży pod ręką i oto, jakby czarem wywołane wybłyskują cudne zjawy form. Co za radość, gdy z grubych palców wychodzą te misterne dzieła sztuki. Czuje się monarchą królestwa złud. Pole moje daje mi ciało swe, winnica krew swoją. Moje ręce, to pracownicy posłuszni, któremi kieruje stary mózg mój. Mózgiem znowu władam ja sam, tak. że musi spełnić każdy kaprys, czy marzenie. Któż był kiedy lepiej obsłużony? Czyż nie jestem osobą dostojną? Któż mi śmie zabronić wypić za własne zdrowie — oraz, nie wolno być niewdzięcznym — za zdrowie mych poddanych?
Błogosławiony dzień mego przyjścia na świat! Mój Boże, jakżeż dobrą rzeczą jest życie! Choćbym się niewiedzieć jak napchał, głodny jestem, zawsze mi idzie ślinka, muszę być chyba chory, bo niema takiej chwili przez cały boży dzień,