Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak bębnienie ustało, zaczęli na nowo brzęczeć, kląć, śmiać się, oraz rzucać w nas kamieniami. Chciałem wyważyć drzwi piwnicy, ale rzucali ze strychu na nas belkami i dachówkami. Weszliśmy mimo to odparłszy łajdactwo, ale nie bez strat. Gangnot stracił dwa palce, a Kalabryjczykowi wybito lewe oko. Ja sam, podpierając drzwi, które chciano zatrzasnąć, znalazłem się w pułapce, niby lis, bo oto palec mój znalazł się pomiędzy zawiasami. Do licha! Mało co nie zemdlałem i już napół przytomny z bólu waliłem się na jakąś kobietę, na szczęście jednak spostrzegłem napoczętą baryłkę z wyśmienitą wódką, tedy zakropiłem sobie brzusiwo i wymoczyłem mój biedny kciuk. Nabrałem straszliwej odwagi i wziąłem się do roboty. Wściekłość moja rosła w miarę jak owa.. musztarda... coraz więcej biła do głowy.
Walczyliśmy teraz na stopniach schodów piwnicznych. Należało skończyć co prędzej, bo te djabły strzelały z muszkietów wprost w twarze i z tak bliska, że Saulsoyowi zapaliła się broda, który to pożar ugasił Gueurlu w swych namulonych, twardych dłoniach. Szczęściem strzelającym pijakom dwoiło się w oczach, inaczej żaden z nas nie byłby wyszedł żywy z tego piekła. Po chwili musieliśmy wykonać odwrót i wrócić po schodach na górę.