Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten cios dobił mnie, a on powiedział triumfalnie:
— Widzisz, że nie wiesz nic!
Nie chciałem ustąpić, ale Jojot pewny teraz, że mi pierwszy głosi złowrogą wieść, zaczął z wielkiem zadowoleniem opowiadać o pożarze.
— Wszystkiemu winna ta zaraza. Wszyscy dostali bzika. Ławnicy i urzędnicy, prokurator, słowem cały zarząd okręgu wyniósł się z miasta, uciekając przed śmiercią. Zostały barany bez pasterzy i oczywiście, jak barany popadły w wielki strach. Zdarzył się nowy przypadek zarazy nad Beuwronem i zaraz zaczęto krzyczeć: spalmy domy nawiedzone zarazą! No i zrobili, jak uradzili. Nie było ciebie w mieście, przeto twoja chałupka poszła pierwsza z dymem. Każdy pracował co sił w dobrej wierze, gdyż wszyscy byli pewni, że działają dla dobra miasta. Zagrzewali się jeszcze wzajem do pośpiechu. Kiedy raz człowiek weźmie się do niszczenia, popada w jakiś szał, tak że go niesposób powstrzymać. Gdy się dom palił, jak świeca zaczęli tańczyć wokoło ognia... Ach, szkoda żeś ich nie widział! Oszaleli... i tybyś sam był tańczył jak warjat. Drzewo, które miałeś w pracowni paliło się z trzaskiem... słowem zostały same popioły!