Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedziałem: muszę rozważyć... Bo naprzykład dzisiaj... dzisiaj mógłbym wydać sąd nierozważny. Dzisiaj jakoś nie gustuję w żadnym bacie. Należałoby przed udzieleniem odpowiedzi ująć ten bat we własne ręce i... spróbować... raz... drugi... ot tak! Że to jednak... nie wypada, przeto... cierpliwości... cierpliwości! Cierpmy, cierpmy, krasę byczki, ciągnijmy wóz. póki starczy sił i siana... a niech sobie tam... do czasu młot tańczy po kowadle!
Dostojnik słuchał, nie wiedząc, co sądzić o mych słowach. Skrzywił się niepewny czy śmiać się, czy gniewać. Naraz zbliżył się jakiś jegomość ze świty, który mnie widywał na dworze nieboszczyka księcia de Nevers, i powiedział:
— Jaśnie Panie! Znam go, to wielki oryginał, doskonały rzemieślnik i zdolny rzeźbiarz, a przytem wygadany strasznie. Rzeźby jego znajdują się w wielu pałacach i zamkach.
Dostojnik ani drgnął. Otrzymana informacja, jak się wydało, nie była w stanic zmienić jego zdania o mizernym (mówię to jeno symbolicznie, gdyż ważę swoje 150 funtów) człowieczku, stojącym przed jego oblicznością i zainteresował się mną dopiero wówczas, gdy gospodarz pokazał mu moje prace w zamku Asnois, które zwróciły