Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/181

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Odpowiadam:
    — Bóg jest wielki, a król bardzo wielki! Kochamy obu jednako!
    — A co sądzisz o książętach?
    — O, to bardzo, bardzo wielcy panowie!
    — Więc trzymacie ich stronę?
    — Tak... tak... jaśnie wielmożny panie!
    — Jesteście więc przeciwnikami Conciniego?
    — O nie, trzymamy i z nim także!
    — Jakto? Niepodobna... przecież to są wrogowie....
    — Możliwe, że się niebardzo lubią... ale my trzymamy z jednymi i z drugimi!
    — Na Boga... musicie przecież wybierać!
    — Czyż trzeba koniecznie wybierać? Czyż nie można się od tego powstrzymać, Wasza Wielmożności? Ha, jeśli tak być musi, tedy zastanowię się... Przyjdę i powiem, ale muszę mieć czas do namysłu... zdecyduję się w przyszłym tygodniu... tak, koło czwartku!
    — Na cóż się namyślać tak długo?
    — Jakto? Muszę, Jaśnie Panie, rozważyć, która strona jest mocniejsza!
    — Nie wstyd cię? Nie jesteśże w stanie odróżnić dnia od nocy... króla od jego nieprzyjaciół?