Właśnie odbywa się ślub pana d’Amazy z panną Lukrecją de Champeaux, córką poborcy podatków....
Wszyscy spieszą zobaczyć orszak ślubny. Biegną, biorąc nogi za pas, porzucając pracę, biją sic, by co prędzej dostać się na plac zamkowy. Oczywiście nie czekałem pozwolenia i pomknąłem co żywo. Nie co dnia widzi człowiek takie wspaniałości. Trinquet, Gadin i Fetu nie raczyli nawet podnieść głów. Oświadczyli, że to nie ich rzecz, ludzi przedmiejskich chodzić z wizytą do mieszczan z pod wieży. Zaprawdę, podoba mi się ta duma i ten takt... to wzniosłe! Ale poświęcać przyjemność dla wzniosłości? Nie, to nad moje siły! O, męczennicy godności własnej, nie dorastam wyżyn waszych!
Mimo, że jednym skokiem przesadziłem wszystkie trzydzieści sześć stopni schodów wieży Św. Marcina, przybyłem niestety zapóźno i nie widziałem, jak orszak weselny wchodził do katedry. Musiałem tedy zaczekać, by go zobaczyć w drodze powrotnej. Ale wszyscy proboszcze są podobni do siebie. Gdy zaczną śpiewać, niema temu końca. Z nudów postanowiłem wejść do kościoła, i udało mi się tego dokazać w pocie czoła. Ugniatałem krągłe brzuszki i wydatne... przedsięwzięcia, oraz grzeczne siedzeńka. Ale
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/114
Wygląd
Ta strona została przepisana.